Świadectwo Don Sandro Villa, kapelana szpitala S. Gerardo w czasie hospitalizacji błogosławionego Carlo Acutisa.

Zacznę od kilku słów o szpitalu S. Gerardo di Monza, w którym Carlo był hospitalizowany i w którym zmarł. Byłem tam wtedy kapelanem. Obecnie jestem kapelanem w szpitalu „Fatebenefratelli” w Mediolanie.

San Gerardo, jedna z nielicznych parafii szpitalnych w diecezji mediolańskiej, przez długi czas składała się z dwóch struktur: Starego Szpitala San Gerardo i Nowego, które znajdowały się dość daleko od siebie.

W Starym Szpitalu swoje ostatnie godziny przed odejściem do domu Ojca spędziła Św. Gianna Beretta Molla.

Tam też wydarzył się Cud, który pozwolił na beatyfikację Luigiego i Zeli, rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Obecnie Nowy Szpital S. Gerardo będący  w trakcie remontu to wyjątkowa struktura, dysponująca 800 miejscami dla pacjentów. 

Duszpasterstwo w Nowym Szpitalu składa się z dwóch kapelanów rezydentów i Siostry ze zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, zatrudnionych na stałe, oraz dwóch kapelanów (wolontariuszy) i dwóch wolontariuszek zatrudnionych tymczasowo.

W starym Szpitalu od 60 lat służył tylko jeden kapelan, który kontynuował swoją misję nawet wtedy, gdy oddziały Starego Szpitala zostały przeniesione do Nowego. Kiedy zmarł miał prawie 101 lat: odwiedzał oddział mając100 lat. Nie mogłem go powstrzymać.

Oddział, na którym zmarł Carlo, znany również za granicą nosił nazwę „Hematologia Dziecięca”. Obecnie, mimo że znajduje się w obrębie San Gerardo, jest częścią odrębnej struktury zarządzanej przez Komitet Marii Letizii Verga. Oddział ten nosi obecnie nazwę „Onkohematologia dziecięca”.

„Hematologia dziecięca” znajdowała się na jedenastym piętrze, gdzie w październiku 2006 roku opatrznościowa miłość Boga zaaranżowała mi spotkanie z Carlem, który już wtedy przepowiedział swoją śmierć.

Zostałem wówczas poproszony o udzielenie Carlo sakramentów Namaszczenia Chorych i Eucharystii.

W małym pokoju na końcu korytarza stanąłem naprzeciw chłopca. Zaskoczyła mnie jego blada, ale pogodna twarz – nie do pomyślenia u ciężko chorego człowieka, zwłaszcza u nastolatka. Byłem zdumiony spokojem i oddaniem, z jakim, choć z trudem, przyjął oba sakramenty. Wydawał się na nie czekać i czuł potrzebę ich przyjęcia.

To było moje jedyne i krótkie spotkanie z Carlem (przebywał w szpitalu tylko kilka dni ponieważ cierpiał. Jedyne słowa jakie zamieniliśmy ze sobą to były wzajemne pozdrowienia i podziękowania.

Rzadko zdarza się udzielać  Sakramentu Namaszczenia Chorych dzieciom hospitalizowanym na oddziale hematologii dziecięcej. Wspomnę tylko o dwóch przypadkach, które pamiętam i które były chyba jedynymi. Pierwszym przypadku wezwano mnie do umierającej dwunastoletniej dziewczynki. Zdesperowana matka klęczała w nogach łóżka. Kazała mnie wezwać, ale nie chciała się modlić. Udzieliłem Sakramentu Namaszczenia Chorych. Dwa dni później stan dziewczynki uległ poprawie, odzyskała przytomność, była wesoła i mogła wstać z łóżka.

Tę dziewczynkę spotkałem jeszcze kilka razy, w trakcie jej kolejnych hospitalizacji. Uczęszczała do liceum językowego. Opowiadała mi o swoich marzeniach. W jej przypadku musiałem się wykazać dużą cierpliwością aby zachęcić ją do modlitwy i aby można było podać jej olej chorych.

Ale wróćmy do Carla. Mama wyprowadziła mnie z jego sali. Miała zmęczoną twarz, oszołomioną tragedią, która spadła na jej rodzinę, ale nie tak zdesperowaną jak matka dwunastolatki. Powiedziała mi zdecydowanym tonem: „Zostanie ogłoszony  świętym”. Uznałem wówczas, że nie czas aby rozwodzić się nad tym stwierdzeniem. Pomyślałem o odważnym, dobrym chłopcu, który uczęszczał do oratorium i przyjmował sakramenty, który modlił się i sumiennie wywiązywał się ze swoich obowiązków jako syn i jako uczeń.

Na chwilę powróciły słowa matki i pogodna twarz Carlo. Było coś, czego nie mogłem zrozumieć  w jego pogodnej twarzy. A potem zapomniałem o nim. Po kilku latach, kiedy służyłem już w obecnym szpitalu dowiedziałem się, że Carlo został ogłoszony „czcigodnym sługą bożym”. Byłem zdumiony, że Pan sprawił, że spotkałem świętego, nawet na kilka chwil. Moje życie zostało splecione z jego życiem: spotkanie zaplanowane przez Boga Wszechmogącego. Co Pan chciał mi powiedzieć??

Chciałem być obecny przy zamykaniu diecezjalnej fazy procesu beatyfikacyjnego. Postanowiłem poznać  życie Carla. Obecnie wspominam Carla codziennie poprzez modlitwę napisaną za niego w 2014 roku.

Zaczyna się tak: „O Panie, który dałeś nam żarliwe świadectwo młodego Sługi Bożego…” Tak więc Carlo jest darem od Pana.

Odkryłem, że był zakochany w Jezusie obecnym w Eucharystii i dlatego zacząłem rozumieć niektóre jego słowa. Jego hasło: „Każdy rodzi się jako oryginał”, interpretuję w ten sposób: dla każdego z nas Bóg w swojej miłości ustanawia osobistą drogę do świętości, prowadzącą do pełnej samorealizacji. Trzeba być wiernym. Jak?  Jak Carlo?

Bóg sprawił, że zrodziła się w nim niezwykła miłość do Jezusa obecnego w Eucharystii. W modlitwie, o której wspomniałem wcześniej, jest napisane: „… Świadectwo Carlo Acutisa, który uczynił Eucharystię centrum swojego życia …”

Bóg przygotowywał go do tej misji od dziecka: Pierwsza Komunia Święta w wieku siedmiu lat, a potem jego decyzja, by codziennie uczestniczyć we Mszy Św. gdzie spotykał Jezusa. W ten sposób stopniowo umacniała się jego wyjątkowa relacja z Jezusem, który we Mszy św. uobecnia ofiarę krzyża i zaprasza do komunii z Nim.

Chciałbym wiedzieć, co pomyślał Carlo, kiedy na Mszy św. usłyszał słowa celebransa: „Ojcze, Uświęć te dary mocą Twojego Ducha, aby się stały Ciałem i Krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa.”

Wyobrażam sobie jego radość, jego zdumienie i intensywną modlitwę wstawienniczą.

A potem słowa „tajemnica wiary”: To jest Ciało moje … i moja Krew… złożona na ofiarę. „A więc, myśli Carlo, Jezus jest tutaj, aby ofiarować siebie za całą ludzkość”.

I zadaje sobie pytanie: „Jak możesz nie kochać takiego Jezusa… jak ludzie mogą nie chodzić na Mszę? Nie słyszą: „To jest ciało moje ofiarowane za ciebie… ponieważ cię kocham”.

Ale Jezus we Mszy Św. zaprasza mnie do komunii z samym sobą. W przypadku Carla adoracja i przebywanie z przyjacielem Jezusem, któremu opowiada o swoim codziennym życiu przychodzi w naturalny sposób. Powierza mu się, jest zafascynowany jego miłością, którą odwzajemnia, dając się prowadzić. Pisze: „Być zawsze zjednoczonym z Jezusem – oto mój plan na życie”

I tutaj, jak mi się wydaje, dochodzi do kulminacji duchowego doświadczenia Carla: przeżywa on głęboką komunię z obecnym w nim Jezusem. Może powiedzieć, jak św. Paweł: „Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Jest to całkowite  upodobnienie się do Jezusa, które pozwala mu żyć w sposób, który zaskakuje każdego, kto się do Niego zbliża- codzienne życie młodzieńca, razem  z jego ograniczeniami i słabościami. Carlo ma swoje  pragnienia, nadzwyczajne  dla jego wieku: poznać prawdę Kościoła i nauczanie Papieża, którego zdecydowanie broni, zdolny do pełnego szacunku dialogu, fascynat i specjalista w dziedzinie informatyki, cieszący się z pięknych rzeczy, świadek i cierpiący za świat, który oddalił się od Boga.

W istocie powiedział: „Bardzo ważne jest, aby się modlić i wstawiać, aby Jezus był kochany i znany wszystkim narodom na Ziemi”.

To wszystko jest nadzwyczajne w przypadku nastolatka. Ale w nim jest Jezus, któremu daje się prowadzić. Jego słynne zdanie: „Eucharystia to moja droga do Nieba”. Dużo myślałem o tych słowach i pozwalam sobie na ich własną interpretację.

 „Autostrada”: to nie znaczy, że wszystko jest łatwe i wszystko układa się pomyślnie. To droga, która prowadzi mnie do celu, ale na autostradzie spotkasz wszystko: wolną drogę, korki, wypadki, mgłę, ryzykowne wyprzedzanie …

To symbol życia Jezusa. W swoim życiu Carlo spotkał wszystko, ale szedł dalej, pewny siebie, dążąc do celu. Carlo, zjednoczony z Jezusem, dostosowując się do Niego, stawił czoła w swoim  krótkim życiu, dobrym i trudnym chwilom, ale szedł dalej, dążąc do celu.

Kiedy w życiu Carla pojawia się nagła i poważna choroba, jego życie jest złamane. To jego najtrudniejszy moment, ale Jezus jest w nim. Jezus także miał złamane życie. Żyje krzyżem, który jest największym wyrazem miłości. Teraz liczy się miłość, która daje z siebie dar. To właśnie robi Carlo: oferuje swoje złamane życie, jak Jezus.

Mówi: „Ofiaruję Panu wszystkie moje cierpienia za Papieża i za Kościół, a także abym poszedł prosto do nieba, abym nie szedł do Czyśćca  ”. Od tej chwili dla Carlo liczy się tylko miłość.

Namaszczenie Chorych dało mu Ducha Świętego dla większego i ostatecznego upodobnienia się do Jezusa, a Wiatyk był ostatnią pomocą ze strony jego przyjaciela Jezusa, który pozwolił mu całkowicie oddać się Ojcu, tak jak uczynił to Jezus. I nie zapominajmy, że cała ta tajemnica rozgrywa się w piętnastoletnim chłopcu.

Wraca do mnie pytanie: „Skąd ta pogodna twarz?” Mówi do Mamy: „Umieram spokojnie, ponieważ przeżyłem swoje życie, nie tracąc ani minuty na rzeczy, które nie są miłe Bogu.” Spokojna twarz. Ponieważ w końcu, wraz ze śmiercią mógł spotkać się twarzą w twarz ze swoim przyjacielem Jezusem, mógł kontemplować Ojca i podziękować Mu za tę niezwykłą drogę do świętości.

Kończąc, ponownie zadaje sobie pytanie, dlaczego moje życie skrzyżowało się z życiem Carla?

Z pewnością aby być jego świadkiem i świadkiem Eucharystii. Przychodzi mi też na myśl jedno z jego ostatnich słów:

„Pan mnie obudził ”. Poprzez Carla, budzi również mnie : „Czy przeżywasz Eucharystię z taką samą wiarą jak Carlo? ”.

komentarze zostały wyłączone