W styczniu cały świat poruszyła wiadomość o zamordowanej w Boliwii wolontariuszce. Wiele głosów rozpaczy dopominało się sprawiedliwości i ukarania winnych, dyskutowano o niewłaściwej ochronie i nieetyczności wysyłania młodych w niebezpieczne miejsca. Przede wszystkim jednak z żalem wspominana była sama Helenka – taka młoda, miała całe życie przed sobą, marzenia, tyle dobra do zrobienia… A czyż ona właśnie nie oddała życia z miłości?
Dokładnie to samo moglibyśmy powiedzieć o Jezusie. Przecież mógł jeszcze tyle ludzi uzdrowić, mógł dużo dalej dotrzeć z Dobrą Nowiną, mógł jeszcze wielu dać nadzieję. Tymczasem On umarł. Zbyt młodo, zbyt szybko, zbyt tragicznie. W dodatku sam się na śmierć zdecydował, bo przecież nie musiał – był wszechmogący, a jednak oddał za nas życie z miłości. Za Jego czasów też nie można było tego zrozumieć. Uczniowie długo trwali w zamknięciu, nie wiedząc, co dalej zrobić ze swoim życiem, skoro zabrakło Jezusa. Jego śmierć okazała się jednak tylko początkiem. Dopiero Duch Święty uzdolnił Apostołów do tego, by iść i głosić Ewangelię dużo dalej niż sam Jezus byłby w stanie dotrzeć.
Śmierć z miłości to nie koniec, to dopiero początek! Z takiej śmierci zawsze rodzi się życie i będziemy tego doświadczać również po śmierci Helenki. Nie zawsze jednak oddawanie życia musi oznaczać fizyczną śmierć. Dużo częściej przybiera ono inną formę – codziennego, mozolnego, nieefektownego stawiania dobra drugiego człowieka ponad własne. O takiej miłości nikt nie usłyszy, nie będą o nas mówić w wiadomościach i najprawdopodobniej nikt nie wyniesie nas na ołtarze, ale tak właśnie wygląda prawdziwe naśladowanie Chrystusa. Jest w nim ciągła walka, by życie oddawać, a nie zachowywać dla siebie.
Czytałam dużo o naszej boliwijskiej bohaterce – o tym, jak kochała ludzi, jak zawsze miała czas dla innych, jak pięknie śpiewała i z radością dzieliła się swoimi talentami. Dzięki jej śmierci także my mogliśmy choć trochę ją poznać, dotknąć prawdziwej codziennej świętości i zaczerpnąć inspiracji do innego życia. Co więcej, sama Helenka może nas wspierać teraz z nieba, będąc tak blisko Tego, którego pokochała najbardziej i którego Miłość głosiła wytrwale już za życia.
Jedna z anegdotek przytaczanych w mediach brzmi: “Helena, czy ty w ogóle śpisz?” “No jasne! Dzisiaj prawie trzy godziny spałam!… Oj, Kaczuszko, wyśpię się po śmierci”. Ja już często nie mam tyle energii i przy różnych okazjach zasypiam ze zmęczenia, mimo że śpię dużo więcej niż trzy godziny. Brak mi zapału, by spalać się dla drugiego człowieka i marnuję czas na niepotrzebne rzeczy. Postanowiłam więc, że to właśnie Helenkę będę prosiła o wstawiennictwo, kiedy najdzie mnie brak ochoty, by być dla innych.
Może i Tobie przyda się jej pomoc z Góry? W jaki sposób Ty oddajesz dziś swoje życie za innych?
Źródło: http://www.deon.pl/